We współczesnej kulturze istnienie "dalszych ciągów" (filmów, książek itp.) stało się oczywistością. Jeśli jakieś dzieło spodobało się publiczności, należy pomyśleć o jego kontynuacji. W tę praktykę wpisuje się (nie po raz pierwszy zresztą, by wspomnieć choćby Gdzie jesteś, tatusiu, 2000, dalszy ciąg Dalekiego rejsu, 1989) Anna Onichimowska książką Maciek i łowcy duchów - ciągiem dalszym Ducha starej kamienicy. Tym razem kontynuacja ukazuje się aż po szesnastu latach. To bardzo długi okres, nie tylko dla czytelników (wielbiciele pierwszej części przygód Maćka zdążyły już dorosnąć), ale także dla samej pisarki. Onichimowska zdaje się nie przywiązywać do swoich wcześniejszych pomysłów fabularnych. Z Ducha starej kamienicy dowiadujemy się na przykład, że Maciek urodził się w domu, który od tego czasu nieprzerwanie zamieszkuje. W najnowszej części wyrusza w drogę do starego zamku - miejsca, w którym się urodził i wychował.
Recenzenci słusznie chwalili pierwszą część przygód duszka za efekty komiczne. W Maćku i łowcach duchów jest dużo mniej humoru, pozostaje natomiast niezmienna pogodna atmosfera. Maciek w pierwszej części był duchem-dzieckiem (miał "zaledwie" około 140 lat), w najnowszej wyraźnie wszedł w okres dorastania. W związku z tym zaczął dbać o wygląd, chodzić na "duchotekę" i zakochał się. W przeciwieństwie do poprzednej książki - w tej roi się od duchów. Pojawia się nie tylko rodzina Maćka, ale także liczni jej znajomi. Sprzyja to procesowi socjalizacji głównego bohatera.
Zgodnie z tytułem, Maciek i łowcy duchów łączy w sobie dwie odmiany gatunkowe - powieść fantastyczną i powieść przygodową dla młodzieży. Autorka zdecydowała się na "zwierciadlaną" kreację świata przedstawionego - duchy źyją tak jak rodziny ludzkie. Są więc rodzice i dzieci, randki, dyskoteki itd. Jednocześnie między światem żywych i ich eterycznych odpowiedników istnieje przedziwna koegzystencja - mama Maćka ma upodobania i cechy charakteru podobne do przymiotów mieszkanki miasteczka Elizy, obie "panie" z łatwością się też zaprzyjaźniają, a brat Maćka nieustannie zajmuje się Internetem (ma laptopa). Duchy, w nieznany czytelnikowi sposób, zarabiają prawdziwe pieniądze, którymi płacą w sklepach - trudno powiedzieć, po co (w celach satyrycznych?) tego typu wątek socjaIny, z tatusiem utyskującym na rozrzutną rodzinę, został wprowadzony. Większy wdzięk ma wielkie uczucie, jakim zapałał duch Narcyz do ponętnej pani Elizy.
Skomplikowała się też "genealogia duchów". W pierwszej części Maciek miał po prostu rodziców i rodzeństwo. Dla dziecka jest to jasna sytuacja, nie sądzę, by chciało dociekać "skąd się biorą duchy". W Maćku i łowcach duchów okazuje się, że bohaterowie są duchami zmarłych (ten niby oczywisty wniosek jakoś nie narzucał się w czasie lektury poprzedniego tomu). Pytanie więc brzmi - w jaki sposób mama została mamą? To znaczy - czym jest "urodzenie się" ducha? To jest bardzo zawikłany problem dla dziecka (zresztą nie ma sensu kryć się za plecami dzieci - ja też tego nie rozumiem).
Książka Anny Onichimowskiej w oczywisty sposób nawiązuje do popularnego amerykańskiego filmu - Pogromców duchów - świadczy o tym nie tylko wprowadzenie do fabuły łowców duchów, ale także stosowane przez nich metody działania. Opis sprzętu, którym posługują się państwo Ducholińscy, odpowiada temu, co mogliśmy zobaczyć na ekranie. Tak jak w filmie, złapane duchy są przetrzymywane w specjalnych pułapkach (u Onichimowskiej mają one kształt
"przezroczystego kokonu"). Nie zabrakło równeż klasyfikacji duchów; trzeba przyznać, że wymyślone przez pisarkę nazwy (Platfus nerwus, Singus grubus, Malus dreptus) są wdzięczne i dowcipne (zwłaszcza ze względu na sposób, w jaki udają łacinę - pomysł pokrewny zabawom Tuwima z Jarmarku rymów).
Film Pogromcy duchów parodiował horrory, ale przedstawione w nim zjawy (choć czasem miały zabawną powierzchowność) były groźne. Stąd konieczność wyłapywania ich i trzymania w zamknięciu była dla widza oczywista. Oryginalność pomysłu Anny Onichimowskiej polega na tym, że na walkę ludzi z duchami patrzy z punktu widzenia ducha. Zjawy w Maćku i łowcach duchów, mają status podobny do rzadkich zwierząt, za którymi gonią kłusownicy. CzyteInIk zatem solidaryzuje się z nimi, uważa przetrzymywanie ich w pułapkach za niehumanitarne etc. Onichimowska wyraźnie skupia się na wykształceniu postawy szacunku dla odmienności, niechęci do przemocy i skłonności do negocjacji. DIatego finałem jest podpisanie porozumienia i wspólna zabawa (choć czarny charakter podpisuje lewą ręką i wyraźnie nie ma zamiaru dotrzymywać umowy).
Oryginalna jest sama kreacja ducha. Trudno powiedzieć, na ile jest on eteryczny, a na ile ma jednak ciało. Zjawy jedzą (i to "normalne" potrawy, a nie, jak na przykład w Harrym Potterze i komnacie tajemnic, zgniłe ryby, spalone ciasteczka i szare ciasto w kształcie grobu). Choć mogą fruwać, przemieszczają się za pomocą środków lokomocji i są w stanie zaciągnąć człowieka (trzymając go pod pachy) w jakieś miejsce.
Na pewno najnowsza książka tej świetnej pisarki różni się od Ducha starej kamienicy, który mnie podobał się bardziej, ale ma swój urok. Akcja toczy się wartko, czytelnik zaskakiwany jest nowymi przygodami bohaterów. Charaktery większości postaci nie są statyczne (co, niestety, dość często zdarza się w książkach dla dzieci). Nie bez znaczenia jest strona graficzna - rysunki Anety Krelli-Moch znakomicie "komentują" tekst. Nie są przy tym nachalne i daleko im do cukierkowej sztampy.
Na okładce Maciek zaprasza czytelników do korespondencji i pyta, czy chcieliby przeczytać o następnych jego przygodach. Sądzę, że się nie rozczaruje i doczekamy się opowieści o Maćku wożącym wózkiem małych potomków.