Anna Onichimowska - dobrze znana młodym i najmłodszym czytelnikom jako autorka powieści i opowiadań, słuchowisk radiowych, sztuk teatralnych - lubi czasem zaskakiwać! Czując się dobrze w świecie realnym, nie ma najmniejszej trudności, by przenosić bohaterów swoich utworów w krainę fantazji i nierzeczywistości. Takie swobodne poruszanie się w obu tych wymiarach uatrakcyjnia fabułę i daje autorce możliwość powiedzenia o wiele więcej o ludziach, ich uczuciach, stanach psychicznych, niż gdyby działo się to wprost, za pomocą tzw. morału. Onichimowska doskonale wie, kiedy należy zawiesić akcję, w jaki sposób podkreślić zachowanie bohatera, a kiedy pora na puentę.
Tym razem jednak zaskoczyła czytelników zarówno wyborem tematu, jak i formą niewielkiej, starannie wydanej książki "Dzieci zorzy polarnej". Zaskoczyła również faktem, iż napisała ją wespół z fińskim dramaturgiem, scenarzystą filmowym i autorem książek dla dzieci - Tomem Paxalem. Pisanie w duecie wcale nie jest łatwe, szczególnie gdy taka spółka ma charakter międzynarodowy. Musiała jednak nasza pisarka być na tyle urzeczona kulturą, mitologią i obyczajowością mieszkańców Skandynawii, a ściślej mówiąc - krainy zamieszkanej przez Lapończyków, by przetworzyć te całą wiedzę w delikatną, niepozbawiona jednak elementów dramatycznych historie bliźniąt Saany i Asiaka. Sześciolatki przeżywają najróżniejsze przygody, mając zawsze, nawet w najtrudniejszych sytuacjach przeświadczenie, że gwarancją ich bezpieczeństwa, czymś co trwa niewzruszenie, jest dom, a w nim rodzice!
Autorzy tej poetyckiej opowieści dokładnie przemieszali świat rzeczywisty i fantastyczny: dzięki urodzinowemu prezentowi -jakim okazał się ren Miko - Saana i jej brat zostają wprowadzeni w fikcyjny świat, by spotkać w nim dwunose trolle, wodnego potwora Nackena, odwiedzić zaczarowany las z gadającymi i śmiejącymi się drzewami czy tęczę, po której można zjechać, jak po ślizgawce wprost do koszyka rybaka.
Każda z tych przygód, chwilami groźnych dla dzieci (wyprawa łodzią na wielkie jezioro, błąkanie się po bagnach...) ma swój początek w świecie rzeczywistym. Dzieje się tak zwykle, gdy dziecko jest nieposłuszne i wbrew woli rodziców robi coś, czego nie powinno. Jednak tutaj wyprawy do pełnej niebezpieczeństw krainy kończą się dobrze za sprawą rena, będącego łącznikiem między jawą i fikcją. Miko bowiem nie tylko rozumie mowę ludzką, ale został wyposażony w zdolność współodczuwania i potrzebę niesienia pomocy. Powrót do domu nie jest znaczony lękiem czy presją kary za nieposłuszeństwo. Dzieci odnajdują dom spokojny, serdeczny, co nie znaczy, że rodzice nie upominają ich lub nie gniewają się. I co niezwykle ważne - po takim powrocie - autorzy nie podsuwają małemu czytelnikowi morału, nie pouczają go, co było złego w zachowaniu bohaterów. Zachowują powściągliwość i chciałoby się powiedzieć - dyskrecję... Owo przemilczenie jest bowiem bardziej wymowne niż zrzędliwa tyrada starej ciotki!
Jest to opowieść o dzieciach, ich rodzicach, spokojnym domu i pewnym stylu życia: w dalekim kraju za kręgiem polarnym, gdzie przyroda jest tak odmienna od naszej, a człowiek, jego sprawy, zajęcia, rytm dnia dostosowane do odwiecznego rytmu surowej natury. Przygody przeżywane przez bliźnięta są zakorzenione głęboko w mitologii północy: owe tajemnicze, nieprzebyte lasy, groźne zjawy wyczarowane z pary wodnej, ożywianie przyrody niemal na każdym kroku, bliskość człowieka z naturą i jego od niej uzależnienie.
Książka urzeka prostotą i urodą języka oraz formą, na którą składają się poszczególne epizody niczym sekwencje filmowe. Dramaturgia rozdziałów podobna jest właśnie do serialowej konstrukcji: wprowadzenie, stopniowanie napięcia, świetnie przygotowany i wyważony suspence, prawie jak w opowieści grozy - i uspokojenie, przynoszące ulgę czytelnikowi nieobawiającemu się już o los bohaterów.
Anna Onichimowska już w poprzednich utworach, zwłaszcza adresowanych do młodszych czytelników, szczególnie zaś w opowiadaniach (zebranych w tomach "Dobry potwór nie jest zły" i "Najwyższa góra świata") data się poznać jako bardzo dobra stylistka, posługująca się językiem komunikatywnym, bez przesadnej czułostkowości, dbająca o urodę narracji. Stylistyką omawianej książki potwierdza tę opinię. Pisząc "Dzieci zorzy polarnej" razem z fińskim autorem - to ona była odpowiedzialna za stronę językową utworu! Połączenie różnorodnych doświadczeń pisarskich i kulturowych dało tu bardzo dobry efekt.
Osobne słowa uznania należą się wydawcy, szczególnie za fakt, iż do namalowania ilustracji zaprosił Małgorzatę Bieńkowską - plastyczkę mającą wyobraźnię i potrafiącą trzymać piórko i pędzel. Jakże inaczej czyta się książkę z ciekawymi ilustracjami odbiegającymi od komercyjnych "disnejów" czy słodkości w stylu lalki Barbie!
Nowe Książki, kwiecień 1999r.