Moja chrzestna co rusz jest angażowana do opieki nad kotem;) Uroczy brytyjczyk należący do wnuczki jest domatorem i ma chyba agorafobię, gdyż bardzo dobitnie wyraża swoją dezaprobatę po opuszczeniu ukochanych czterech ścian. Gdzie mu do książkowego Alberta - kota-wagabundy, zmieniającego właścicieli jak rękawiczki;), gotowego bronić swej niezależności, z poświęceniem kultywującego swe uciążliwe upodobania (jak choćby uczynienie ze zlewu kuwety...). Ów przedstawiciel kociego rodu nie cofnie się przed typowym sposobem oznaczania rzeczy i miejsc, nawet jeżeli przedmiotem tym jest sukienka bardzo bliskiej znajomej jego pana...
To właśnie niefortunne zdarzenie stało się początkiem obfitującej w rozmaite zawirowania, zwroty akcji, zbiegi okoliczności i zaskakujące wolty opowieści - o miłosnych perypetiach, kobiecej przyjaźni, malarstwie i pasjonatach sztuki gotowych wiele poświęcić, by zdobyć wymarzony obraz. Poznamy i włoskie smaki, i krajobrazy. A jako że nasze obecne pogodowe realia przywodzą na myśl rozsłonecznione, upalne, piękne lato w Toskanii, to miło będzie z pewnością zagłębić się w tę historię i nieco sensacyjną, i z wątkiem romansowym, przybliżającą nam życie w tym uroczym zakątku Włoch. Bo choć pogodę mamy podobną, to z pewnością analogiczne przygody do tych, które spotykają bohaterów "Z punktu widzenia kota" nie staną się naszym udziałem, zatem możemy przynajmniej zapożyczyć ich emocje;)
Opieka nad Leonem - kotem wspomnianej wnuczki, nie należy do wymagających zadań, dlatego jedna, nawet mająca swoje lata;) osoba doskonale sobie z tym radzi. Co innego Albert... Wprawdzie szerokie grono opiekunów wynika z nieporozumienia i niedokładnego omówienia tej kwestii przez nowych właścicieli kota, jednak okazuje się być może trafnym zabiegiem. W końcu nawet troje gości - znajome małżeństwo oraz malarka Sylwia, kota widują incydentalnie, a próby spacyfikowania go czy też wychowania dobitnie pokazują, że to raczej czworonożny domownik okręcił sobie przybyszów wokół...łapki;)
Kot jest rzecz jasna bardzo ważnym bohaterem, od niego się historia zaczyna, zatem to niejako spiritus movens tej opowieści, zatem nic dziwnego, że zgodnie z tytułem spore partie tekstu są właśnie z jego punktu widzenia przedstawione. Albert myśli "po kociemu" i w taki sposób komentuje rzeczywistość, co niewątpliwie wywoła uśmiech na twarzach wszystkich czytelników. A już z pewnością rozbawią wszystkich podchody Marco, naukowca-najeźdźcy, który za punkt honoru przyjął utemperowanie krnąbrnego podopiecznego.
Widać, że autorka naprawdę dobrze zgłębiła temat kocich zwyczajów, upodobań i zachowań, a wybrała z nich esencję zawierającą te czarne strony kociego charakteru, zatem Albert potrafi z jednej strony - napsuć krwi bohaterom, z drugiej - zasłużyć na filozoficzne potakiwanie ze strony czytelników, bo takie właśnie bywają nasze koty (zdeklarowani psiarze zyskają zatem sporą garść argumentów potwierdzających, że ich ulubieńcy górują nad tymi paskudnymi kotami...;)).
Kot jest zatem wszechobecny, ale przecież to nie jedyny bohater, którego mamy okazję poznać dzięki tej wciągającej lekturze! Galeria postaci jest ciekawa, a przeplatające się wątki intrygujące, zatem nawet trudno mi zdecydować, czy miłosne perypetie Sylwii oraz rzeźnika Lugiego, czy losy niebanalnej pary, którą tworzą Marco - naukowiec z przypadku oraz Carli, ukochanej córeczki majętnego tatusia bardziej przykuwają uwagę. A przecież nie można zapomnieć o sprawie obrazu, poszukiwaniach jego i jego autorki podejmowanych przez trzech panów (który także różne uczuciowe związki łączą) - to właśnie ten kryminalny smaczek, a jako że Włochy mogą się nam i z mafią kojarzyć, to tego akcentu także nie zabraknie.
Każdy rozdział posuwa powoli do przodu akcję tego sporego grona bohaterów - zatem wręcz pochłaniamy tę książkę zastanawiając się: "co dalej?!";) Relacje przeplatają się, czasem widzimy to samo zdarzenie z różnych perspektyw, to ciekawy zabieg i dający czytelnikowi pewne fory w rozeznaniu się w sytuacji. Skoro mowa o rozdziałach - każdy nosi trójczłonowy tytuł, zapowiadający treść, choć konia z rzędem temu, kto domyśliłby się przebiegu zdarzeń i finału tej opowieści. Autorka ma talent do zaskakiwania - znana z lektur dla młodych odbiorców mistrzowsko spisała się w roli osoby piszącej dla starszaków;)
Polecam
Katarzyna
20 czerwca, 2018
www.kobietnik.pl