Anna Onichimowska jest obecnie jedna z najlepszych, jeśli nie najlepszą polską autorką książek dla dzieci i młodzieży. Jej renoma w tym względzie nie podlega dyskusji, utwory były tłumaczone na angielski, francuski, włoski, niemiecki, chiński (!), koreański, trzy książki wspólnie z Tomem Paxalem opublikowała w Finlandii po szwedzku. Wydaje się, że w takiej sytuacji nie pozostaje autorowi nic innego jak spokojnie kontynuować swoje dzieło, doczekać (niczym niezapomniana Astrid Lindgren) sędziwej i pełnej chwały starości.
Z Onichimowską jest zupełnie inaczej. Przez cały czas szuka czegoś nowego, a ostatnio dokonała w swej twórczości istnej rewolucji. Nie pisze już poetyckich, kolorowych, finezyjnych bajek, lecz jest autorką powieści... długo szukałbym określenia, gdyby mi sama autorka w rozmowie telefonicznej nie podpowiedziała - powieści rodzinnych.
A cóż to takiego, zapytasz pewnie mój zacny a dociekliwy czytelniku. Pozwól, że zaczną ab ovo.
Polska powieść o młodzieży (i dla młodzieży) rożne przechodziła ewolucje. Przed wojną Kornel Makuszyński zasłynął utworami, w których mądre dzieci (lub nastolatki) naprawiały popsuty tu i ówdzie świat dorosłych. Wszystko w tych powieściach było tak cudowne (zwłaszcza bohaterowie), że czasem czytelnik miał wrażenie, że jest właśnie tłusty czwartek a on się ponad wszelką miarę objadł słodyczy. Niemniej całe pokolenia kochały za te słodkości Kornela Makuszyńskiego.
Po wojnie generalnie dominowały dwa typy: powieść edukacyjna i środowiskowa. Edukacyjna to przede wszystkim Szklarski i Nienacki. Tomek Wilmowski, bohater geograficzno - przygodowych powieści Szklarskiego (znakomitych zresztą) to chłopiec umieszczony w środowisku dorosłych łowców zwierząt, co sprawia, że od rana do wieczora uczy się geografii, biologii i wielu innych pożytecznych rzeczy. Czytelnik nawet tego nie zauważając uczy się wraz z nim. Bohater Nienackiego, zwanym "Pan Samochodzik" jest dorosły, ale psychicznie wydaje się nastolatkiem - to taki trochę wyrośnięty harcerz, a przy okazji historyk sztuki. Swoje przygody przezywa sam (czasem tylko pojawiają się w tle prawdziwi młodociani harcerze) ale dzięki niedojrzałej psychice bohatera nastoletni czytelnik może się z nim utożsamić a przy okazji łyknąć trochę wiedzy z dziedziny sztuki.
Inaczej traktował rzecz mistrz powieści środowiskowej Edmund Niziurski. Jego nastoletni bohaterowie tworzą własną rzeczywistość, daleką od świata dorosłych, którzy najczęściej są przedstawieni jako nudni, nic nie rozumiejący, albo psychicznie podejrzani. Podobnie traktowali młodzieżową rzeczywistość Adam Bahdaj, Irena Jurgielewiczowa i wielu innych.
Początki powieści rodzinnej to cykl Małgorzaty Musierowicz zwany "Jeżycjadą" (od poznańskiej dzielnicy Jeżyce gdzie mieszka będąca bohaterem rodzina Borejków). W powieściach Musierowicz rodzina stanowi całość, co jest o tyle ciekawe, że Borejkowie to sami indywidualiści. Nie to jednak jest w tym cyklu najważniejsze. Musierowicz, prywatnie siostra znakomitego i znanego z opozycyjnej działalności w PRL poety Stanisława Barańczaka przedstawia w swych powieściach polską inteligencję, która mimo totalitaryzmu i coraz bardziej powszechnego chamstwa, usiłuje na przekor wszystkim i wszystkiemu zachować swoje tradycyjne wartości. Ciekawe jak broniliby się Borejkowie przed obecnym dzikim kapitalizmem. Obawiam się, ze Małgorzata Musierowicz nie odpowie nam na to pytanie, bo zapowiada koniec swego znakomitego cyklu.
Na tym tle "Lot Komety" najnowsza powieść Anny Onichimowskiej (będąca kontynuacją wydanej rok wcześniej "Hera moja miłość") to artystyczna rewolucja. Krótko o fabule. Bohaterowie "Hery" Kometa i Jacek przestali brać narkotyki. Zdają maturę. Jemu pomaga ojciec (rodzice są w trakcie rozwodu). Ją bierze pod "opiekę" tajemnicza sekta. I właśnie świat sekty jest tematem powieści. Autorka nie wymienia jej nazwy i ja także tego nie zrobię, by nie narazić "Gazety" na proces. Jednak wnikliwy czytelnik z pewnością domyśli się o kogo chodzi.
"Lot Komety" pokazuje jak sekta krok po kroku, dzień po dniu zastawia ostateczną pułapkę na Kometę, a także na matkę Jacka, Grażynę. Najpierw odrywa je obie od rodzin. Potem coraz bardziej od siebie uzależnia. W końcu są już tylko niewolnicami sekty.
Ta powieść pisana nowocześnie, szybko, krótkimi rozdziałami (które autorka nazywa "Haiku") ma równocześnie coś z klimatu kafkowskiego "Procesu". Kometa i Grażyna pogrążają się krok po kroku w gąszcz pułapek, dwuznacznych sytuacji, kruczków prawnych, nie do końca zrozumiałych umów. Jak Józef K. mają nadzieję, że wciąż panują nad sytuacją, o czymś decydują, ale to tylko złudzenie zostały schwytane i już się z tego nie wyplączą. Rodziny starają się im pomoc, ale sekta i to przewidziała, przewidziała właściwie wszystko. Nie ma wyjścia trzeba się całkowicie podporządkować temu co nieuchronne.
A równocześnie, co widzi usiłujący ratować Kometę i matkę Jacek, sekta to tylko iluzja, wmówienie, zwykły szantaż, podła gra. Można to przeciąć jednym ruchem ręki. Oczywiście sekta nie odpuści, będzie nadal szantażować, wzywać do powrotu, grozić, posunie się do przemocy, ale ostatecznie pozostaje bezradna. Dlaczego? Ponieważ tkwiący w środku podlegają nie tyle władzy sekty co własnym wyobrażeniom. Podświadomie pragną być niewolnikami, wiążą z tym nadzieje, wierzą, że czeka ich wspaniała przyszłość. Problem tkwi w ich umysłach i dlatego tak trudno rodzicom, rodzeństwu, przyjaciołom do nich trafić, rozmawiać, przekonywać.
Muszę się przyznać, że do tej pory nie bardzo interesowałem się sektami i zapewne z tego powodu książka Anny Onichimowskiej mną wstrząsnęła. Cóż za piekielne połączenie religii i biznesu, metafizyki i kruczków prawnych, pięknych słów i odrażających uczynków. Co daje sektom taka władzę? Słabość ludzka. W naszym świecie bycie słabym jest surowo wzbronione i dlatego nie umiemy sobie z tym radzić, każdy, kto na chwilę przestanie walczyć staje się ofiarą. Czyją, to zależy od szczęścia. Systemu bankowego albo sekty.
Powieść Onichimowskiej pokazuje rodzinę w czasie katastrofy. Nie ma tu podziału na świat dorosły i dzieci, nie ma ważniejszych i mniej ważnych. Wszyscy upadamy i wspólnie musimy podnosić się z upadku. Przeczytajcie "Lot Komety", a jeśli macie nastoletnie dzieci także im dajcie do czytania. I odrywając się na chwilę od Internetu i telewizora pogadajcie o tym ze sobą. To może być ciekawe doświadczenie rodzinne.