wyd. Ezop 2009, il. Agata Dudek
Bajka o dwóch niezwykłych sąsiadach ? Wielkim Trollu, żyjącym na szczycie lodowej góry, i malutkim Pufku, mieszkającym u jej podnóża. Chociaż mieszkali tuż obok siebie, nic o sobie nie wiedzieli. Pewnego dnia Wielki Troll porwał Pufka wraz z jego domkiem do swojego górskiego zamczyska! Czy chciał go uwięzić, czy przestraszyć? A może chciał go zaprosić na poobiednią herbatkę i pokazać mu swoją kolekcję płatków śniegu? Jest to książka o tym, jak trudno jest się czasem porozumieć, i o tym, że zawsze warto próbować... Powinni ją przeczytać zwłaszcza KOLEKCJONERZY. Dlaczego? Odpowiedź znajdziecie na ostatniej stronie!
fragment:
Za górami, za lasami, na lodowej skale, w białym zamku, mieszkał Wielki Troll. Czasami myślał, że jest ostatnim trollem na świecie i wtedy robiło mu się smutno. Na ogół jednak był pogodnego usposobienia. Mimo że brakowało mu towarzystwa, marzył, że pewnego dnia odwiedzi go inny troll, z którym będzie mógł porozmawiać jak swój ze swoim. Na wszelki wypadek trzymał drzwi do zamku gościnnie otwarte.
Czasami wlatywały przez nie ptaki
- Tur tur tur tur… - zaturkotała kiedyś turkaweczka, przysiadając na jego stole. Chciała spytać o drogę, ale Troll jej nie zrozumiał.
- Ćwir ćwir ćwir… - zaćwierkał innym razem wróbel. Miał nadzieję na garść okruszków, ale Troll nie znał języka wróbli.
- Kra kra kra!!! – zakrakała wrona. Wpadła tu przypadkiem i teraz nie mogła znaleźć drogi do wyjścia, jednak Troll nie potrafił jej tego ułatwić.
To się musi zmienić, postanowił i zatrudnił nauczyciela języków obcych.
Prawdę powiedziawszy, zatrudnił go nie tylko ze względu na ptaki! Od kiedy kupił sobie lornetkę, przyglądał się często swoim sąsiadom. Mieszkali w malutkim domku nieopodal góry. Już kilka razy myślał, żeby złożyć im wizytę, ale nie wiedział, czy uda im się porozumieć.
Nauczyciel przyleciał do niego helikopterem, narobił dużo huku i lądując strącił najbardziej ozdobną wieżę, ale Troll wcale się na niego o to nie pogniewał.
- Lubisz podróżować? – spytał go nauczyciel na "dzień dobry", a Troll wybałuszył na niego oczy, bo – naturalnie – nie zrozumiał pytania!
Znał tylko język trolli, którego nigdy nie miał okazji używać!
Nie chciał jednak, żeby nauczyciel uznał go za niemowę, więc przemówił do niego po trollowsku.
- Coś takiego… - zdziwił się nauczyciel, włączając nagrywanie. – Jeszcze nie słyszałem takiego języka! Będziemy uczyć się nawzajem – ja ciebie, a ty mnie! Wytłumaczył gestami, o co mu chodzi, a Troll pokiwał łbem, że się zgadza.
Najpierw nauczyli się swoich języków, a potem nauczyciel ponowił pytanie, czy Troll lubi podróżować.
- Nie wiem, bo nigdy nie próbowałem – przyznał Troll.
- Znaczy – niespecjalnie… - mruknął nauczyciel, zapisując coś w podręcznym laptopie.
Zjadł obiad, pomyślał i powiedział:
- Wobec tego musisz się nauczyć języka sąsiadów. To język pufkowski.
Troll bardzo się ucieszył! Nareszcie będę mógł ich poznać, pomyślał i z zapałem zabrał się do pracy.
*
To był naprawdę piękny poranek. Śnieg iskrzył się w słońcu, a gałęzie sosen uginały się pod białymi poduchami. Pufek siedział przy oknie, obgryzając ołówek. "Za górami, za lasami, na lodowej skale, w białym zamku, mieszkał Wielki Troll…" napisał i aż go zatkało z zachwytu, że tak mu ładnie wyszło.
- Hej, Skarbie, mleko ci wystygnie… - usłyszał.
"Troll żywił się wyłącznie ptakami, które chwytał w siatkę, wywieszoną za oknem"
W niebieskiej farbie, którą pokryty był ołówek, widoczne były ślady Pufkowych ząbków. Na pewno umiałbym polować, gdybym tylko chciał, myślał, popijając mleko, które przyniosła mu mama.
"Z każdego ptaka zostawiał sobie jedno pióro. Miał już ich bardzo ładną kolekcję!"
Też muszę zacząć coś zbierać, zamyślił się Pufek, odłożył ołówek i wyszedł się przejść. Jego łapki zapadały się tak głęboko, że szorował brzuszkiem po zimnej powierzchni.
Rozejrzał się bezradnie dookoła. Biało i pusto. Pusto i biało. Trochę pojedynczych śladów w różnych kierunkach, tu i ówdzie.
Może mógłbym zbierać ślady, pomyślał i zgarnął pacynkę śniegu z pięciopalczastą dziurką w środku. Niestety, chociaż niósł ją ostrożnie, ślad po chwili wyglądał już zupełnie inaczej, a zanim dotarł do domku – nie przypominał śladu w ogóle.
recenzja:
To nie jest moje pierwsze spotkanie z panią Onichimowską. Przekonało mnie jednak, że nie będzie ono również tym ostatnim. Pani Onichimowska pisze niesamowite bajki nie tylko dla dzieci, ale również dla ich rodziców i opiekunów. Magia tych prostych historyjek jest niekwestionowana i nieodparta. Nie mam pojęcia, jak ta kobieta to robi, ale po każdej kolejnej książeczce mam ochotę na więcej. Tytułowe słowa: piecyk, czapeczka i budyń, wywołują na mojej twarzy nie tyle uśmiech, co prawdziwego banana. To słowa-klucze do całej opowiastki. W końcu każdy ma jakieś ukochane słowa, które dają ukojenie posmutniałemu serduchu. Moje słowa to "czekolada", "czary" i "kocyk"... a wasze? Szczerze polecam tą pozycję dla wszystkich zmarzniętych serduszek i dla miłośników języków obcych :)
Marciocha