wyd. Świat Książki 2010
Agencja Edytorska Ezop 2014
Grażyny, Kamila, Komety i Jacka chyba nie trzeba przedstawiać. Po dramatycznych doświadczeniach starają się ułożyć sobie życie.
Grażyna po wyrwaniu się ze szponów sekty znajduje satysfakcjonującą pracę. Kamil, jej eksmąż, definitywnie zrywa z alkoholem. Jacek po terapii studiuje i para się fotografią.
A Kometa, jak to Kometa, ma niesamowite pomysły. Czasem udaje najgrzeczniejszą na świecie, a kiedy indziej... diabeł w nią wstępuje i dziewczyna nie może usiedzieć na miejscu. Czy utrzyma swoje demony na smyczy?
recenzja >
fragment:
W dniu, kiedy Hanka miała spotkać się z Andrzejem, chłopak telefonicznie odwołał randkę. Była pewna, że to jakiś pretekst i że więcej się nie odezwie. Czuła zawód i ulgę jednocześnie. Tymczasem rano niespodziewanie zadzwonił, jeszcze zanim zdążyła wyjść do szkoły.
- Stęskniłem się. Przyjdziesz wieczorem, tam gdzie zwykle?
- To znaczy koło Kolumny? – wybąkała, oszołomiona.
- Dokładnie. Strzelimy sobie piwko, a potem pokażę ci, jak mieszkam. Spodoba ci się, zobaczysz.
- Wolałabym jutro. Muszę się przygotować do sprawdzianu. - Spróbowała nieśmiało się targować.
- Jutro muszę wyjechać, w interesach. To jak będzie?
- No dobrze.
Myślała, że będzie miała okazję pogadać w szkole z Kometą, ale ta nie przyszła. Przysłała jej sms-a, że brzuch ją boli i nie odbierała telefonu. Hanka nagrała się jej na sekretarkę: "Zadzwonił. Umówiliśmy się na wieczór. Trzymaj kciuki". Zmieniła pospiesznie – wbrew mocnemu postanowieniu, że nie da się zaciągnąć do łóżka – bieliznę na nowy, "wyjściowy" komplet, ale tym razem ubrała dżinsy i sportowe buty – nieoczekiwanie zepsuła się pogoda, lało i wiał porywisty wiatr.
W szkole z wrażenia kompletnie nie mogła się skupić, nawet na tak prostych czynnościach jak skompletowanie zestawu kosmetyków do charakteryzacji, co nie uszło uwagi prowadzącej zajęcia.
- Co się dzisiaj z panią dzieje, pani Haniu? Jakieś kłopoty?
- Tak… - Przyznała na wszelki wypadek, mając nadzieję, że w ten sposób uda jej się odwrócić od siebie uwagę.
Przyszła punktualnie, co do minuty, jednak Andrzeja jeszcze nie było. Nie wiedziała, czy ma siadać przy stoliku czy nie. Zdejmowała właśnie kurtkę, gdy jej to uniemożliwił.
- Lepiej napijmy się u mnie w domu. Będzie swobodniej. - Cmoknął ją w policzek. – Miałem kłopoty z parkowaniem. - Prowadził ją za sobą, ściskając mocno za rękę.
Hanka nie znała się na samochodach, ale mercedesa potrafiła rozróżnić. To był stary model, czarny, ze skórzaną tapicerką.
- Deasel. Ma dwieście pięćdziesiąt na liczniku, ale niezawodna bryka. Dobre lepsze niemieckie, jak to mawiają. Umiesz prowadzić?
Stali w korku. Po szybach spływał deszcz.
- Nie. - Potrząsnęła głową.
- Kiedyś cię nauczę – powiedział.
Obracała to "kiedyś" w myślach, jak dobrą wróżbę.
- Gdzie mieszkasz? – odważyła się zapytać, kiedy przejeżdżali przez Wisłę. Niezbyt często bywała po tamtej stronie.
- Wawer. Zielono, spokojnie…
- To dom czy mieszkanie?
- Domek. Po babci. Ciasny ale własny. Jak się odkuję, dobuduję piętro.
- Szkoda, że dzisiaj taka paskudna pogoda. Moglibyśmy posiedzieć w ogródku – rzuciła.
Czuła rosnącą panikę. Jak ja stamtąd wrócę, myślała. Nie miała przy sobie nawet tyle pieniędzy, aby zapłacić za taksówkę. Może mnie odwiezie, przemknęło jej przez głowę, ale zaraz potem przypomniało jej się, że mówił coś o piwie. Nie, nie odwiezie, odpowiedziała sobie. Mogę zadzwonić po Jolkę, uczepiła się tej myśli, dotykając w kieszeni kurtki komórkę.
- Mówiłaś komuś, że się ze mną spotykasz? – spytał, zjeżdżając z głównej arterii w bok.
- Jednej koleżance - przyznała.
- Ze szkoły?
- Nie. - Nie umiałaby powiedzieć, dlaczego skłamała. Nie leżało to w jej naturze.
- Jesteśmy na miejscu. - Zatrzymał się przed niskim budynkiem, otynkowanym na szaro.
Po chwili wjechali na teren posesji. Karłowate krzaczki bzu, trochę trawy, sczerniały od starości stół, przy nim ławka. Brama zamknęła się za nimi, bezszelestnie.