seria W lesie Marcina
Arkady 2004, il. Joanna Sedlaczek
fragment:
Wydawało mi się, że Dorota zasnęła, więc podszedłem na palcach do zapalonej lampki.
Nie gaś światła – mruknęła moja siostra, nie otwierając oczu. Ona ciągle boi się ciemności, pomyślałem. Trzeba coś z tym zrobić. I kiedy następnego dnia usiedliśmy do rysowania naszego lasu, nad drzewami zawisło granatowe niebo.
Będzie burza? - szepnęła Dorota, przysuwając się do mnie bliżej, na wszelki wypadek.
Nie - pokręciłem głową. - Po prostu się ściemnia.
Narysowałem jednak księżyc w pełni i sporo gwiazd. A potem, w smudze księżycowego światła, dużego jeża.
On idzie spać? - spytała Dorota.
Jeż wyciągnął ryjek i spojrzał wprost na nas.
Dopiero wstałem! - fuknął. - Nie macie czasem jakiegoś sera?
Dorota sięgnęła szybko po żółtą kredkę.
Wolę biały - zaprotestował jeż i zniknął w krzakach.
Pobiegłbym za nim, ale Dorota trzymała mnie mocno za rękę. Drugą sięgała po kolejny karton. I zaraz zabłysło na nim słońce i wyrosła sosna, do samego nieba. Zanim zdążyłem rozejrzeć się dokoła, na gałęzi przysiadł kolorowy dzięcioł. Walił w pień cienkim dziobem.
Przestań wreszcie! - rozległo się zza krzaków.
Nie wiadomo, czy dzięcioł dosłyszał, czy nie, hałasował jednak z nie mniejszym zapałem.
Oka nie można zmrużyć! - rozpoznaliśmy głos jeża.
Dzięcioł przerwał swoje zajęcie i przekrzywił łebek.
Kto śpi o tej porze?! - zdziwił się, przeskakując na niższą gałązkę.
Ja - przyznał jeż. Głos dochodził zza splątanych zarośli.
W przeciwieństwie do nas, dzięcioł sprawiał wrażenie, że widzi go bez kłopotu.
Ale fajne kolce! - powiedział z podziwem. - Ile ich masz?
Nie wiem... - Ziewnął jeż. - Jeśli masz ochotę, możesz je policzyć.