Anna Onichimowska


o mnie
książki

• ważniejsze publikacje

• spolszczenia i antologie

• wydania obcojęzyczne

• książki czytane

• recenzje

• zapowiedzi


scenariusze

trofea

kontakt

przyjaciele
fotografie


 

 

Gdybym miał konia

Krzysztofa Pączka droga do sławy

Duch starej kamienicy

Daleki rejs

Dobry potwór nie jest zły

Samotne wyspy i storczyk

Żegnaj na zawsze

Trudne powroty

Najwyższa góra świata

Dzieci zorzy polarnej

Koniec świata i poziomki

Aleksander

Gdzie jesteś, tatusiu?

Tam, gdzie wiedźma leci w piaskowej zamieci

Zasypianki na każdy dzień miesiąca

Sen który odszedł

Maciek i łowcy duchów

Hera moja miłość

Lot Komety

O zebrze, która chciała być w kwiatki

O jeżu, który znalazł przyjaciela

Tajemnice Początku. Mity o stworzeniu świata.

Żółta zasypianka

Wieczorynki z kotem Miśkiem

Bliscy nieznajomi

Daleko czy blisko

O żyrafach, które chciały zobaczyć śnieg

Wieczorynki z żółwiem Antosiem

O kangurku, który został listonoszem

Dzień czekolady

Dziesięć stron świata

Wieczorynki z Wielką Kaczką

Trzecie oko

Galaktyczni szpiedzy

O zwierzaku, którego nie było

Piecyk, czapeczka i budyń

Kiedy byłam mała / Kiedy byłem mały

Demony na smyczy

Gdybym była chłopcem / Gdybym był dziewczynką

O kocie, który został czarodziejem

Koniec gry

Czas meteorów

Pomiędzy

Tajemnica Malutkiej

Zupa z gwoździa

Osiem metrów niespodzianki

Za szafą

Prawie się nie boję

Z głową pod dywanem

Będę biegać

Z punktu widzenia kota

Afera nie z tej ziemi

Duch Maciek detektywem

List do Ronaldo

Oddam żonę w dobre ręce

Wędrówka

Pan Kluska i żaglowiec

Kocham ciebie też

Listy od Jaśka

 

 

Filipinka 1994
Literatura 1999
Baobab 2004
Nasza Księgarnia 2008

Pierwsza część czterotomowego cyklu dla młodzieży. Jej bohaterem jest 18-letni Maciek. Chłopak przeżywa pierwsze uczucia, ma kłopoty w domu (rodzice są rozwiedzeni, Maciek mieszka z matką, która spodziewa się kolejnego dziecka), marzy o tym, żeby być malarzem i zdaje na ASP. Maciek i jego przyjaciele na co dzień muszą podejmować decyzje: małe, większe, wreszcie takie, które zaważą na całym ich przyszłym życiu...




recenzja >


rozmowa >


fragment:

Rozdział 1
Cześć! - usłyszałem nagle.
Leniwie podniosłem powieki. Musiałem się chwilkę zdrzemnąć. Książka zsunęła mi się z kolan na ławkę. Koło mnie siedziała blondynka. Zupełnie niezła i skądś mi znajoma.
- Nie poznajesz mnie? - zmrużyła oczy. Chyba zielone.
Spróbowałem zmobilizować szare komórki, ale we wzmagającym się upale nie szło mi najlepiej.
– Ależ poznaję, oczywiście – skłamałem gładko.
– To jak mam na imię?
Płyń lepiej, mała, w swoją stronę, przemknęło mi przez głowę, ale zaraz potem zauważyłem jej długie opalone nogi i już nie byłem pewien, czy naprawdę tego chcę. Stłumiłem ziewnięcie i poprawiłem okulary.
- Zawsze nosisz ciemne szkła - dodała, nie doczekawszy się odpowiedzi. - Masz coś ze wzrokiem?
Boże, co ją to obchodzi! Zaczynałem się irytować. I nagle, nie wiadomo skąd i dlaczego przypomniałem sobie długi korytarz, przykurzoną kopię jakiegoś Kossaka na ścianie i stojącą w otwartych drzwiach smukłą postać.
- Jesteś siostrą Grubego - stwierdziłem spokojnie.
Uśmiechnęła się. Miała coś nie tak z zębami. Pewnie nie nosiła w dzieciństwie aparatu, pomyślałem i zrobiło mi się przykro. Ciekawe, czyjej starzy o tym nie pomyśleli, czy nie mieli forsy, czy też ona sama nie chciała nosić. Tak czy owak, nawet z tymi zębami, była bardzo atrakcyjna. Błądziłem bezpiecznie wzrokiem po jej obutych w lekkie sandałki stopach, lśniącej skórze, króciutkich szortach i opiętym podkoszulku. Nie nosiła stanika.
- Przyjęli ci teczkę na Akademię? - spytała.
- Dużo o mnie wiesz.
Wydawało mi się, że się zmieszała. Wykonała nieokreślony ruch dłonią, jakby to mogło cokolwiek wyjaśniać.
– Przyjęli – przyznałem wreszcie. Sięgnęła po leżącą między nami książkę.
- "Historia koloru w dziejach malarstwa europejskiego" - przeczytała głośno. - Przygotowujesz się do egzaminu?
Nie, bawię się w Indian, miałem ochotę odpowiedzieć, ale w ostatniej chwili zmieniłem zamiar. Matka wraca dzisiaj późno, przypomniałem sobie. "Można by to wykorzystać", podpowiedział mi mój wewnętrzny Głos.
Jeszcze raz zmierzyłem ją wzrokiem.
- Strasznie gorąco - stwierdziłem mało odkrywczo. - Chyba lepiej przenieść się do chałupy. Mam w lodówce piwo.
Wstałem, zgarniając książkę pod pachę.
– To cześć.
Siedziała nadal. Machała długimi nogami.
Nie załapała, zdziwiłem się.
– Nie lubisz piwa? – spytałem.
– Umiarkowanie.
– W takim razie kupimy po drodze colę. Odpowiada?
Wyciągnąłem do niej rękę. Podała mi swoją, kiwnęła głową i uśmiechnęła się znowu.
Zerknąłem na zegarek. Czternasta trzydzieści. Mieliśmy dobre cztery godziny czasu. Świat i ludzie, pomyślałem. Zdążymy odstawić parę numerków.
Kupiłem dwa litry coli, rum i cytryny.
- Skąd masz tyle forsy? - spytała.
- W wolnych chwilach napadam na banki, nie wiedziałaś? Spojrzała na mnie uważnie.
– Do tej pory nie odpowiedziałeś na żadne moje pytanie. Zawsze tak się zachowujesz?
– Zawsze – przyznałem.
– Uważasz, że jeśli ktoś pyta o cokolwiek, nawet o to, czy znasz jego imię, jest wścibski?
Jest chyba inteligentna, zauważyłem ze zdumieniem, chociaż właściwie nic mnie to nie obchodziło. W łóżku inteligencja nie jest potrzebna.
- Daj spokój. Jest tak gorąco, że nie chce mi się gadać.
Doszliśmy właśnie do mojego domu. W windzie stanąłem tak blisko niej, że poczułem zapach rumiankowego szamponu i jeszcze coś, chyba bardzo własnego, gorzko-słodkiego. Miałem coraz większą ochotę na seks.
- Zrobimy sobie cuba libre - zarządziłem, otwierając drzwi.
Weszła pierwsza. Stanęła niezdecydowana, co robić dalej.
- Weź prysznic - sięgnąłem do szafki z czystymi ręcznikami.
- Nie, dziękuję - potrząsnęła głową.
– Przestań się wygłupiać.
Pchnąłem ją zdecydowanie w stronę łazienki. Nigdy nie lubiłem spoconych dziewczyn.
– Daj się najpierw napić – poprosiła.
Wrzuciłem do szklanki lód i plasterek cytryny, wlałem colę i sięgnąłem po rum. Wyjęła mi szklankę z ręki.
– Tak jest dobrze – powiedziała i wypiła duszkiem.
– Ale następna będzie z rumem – zastrzegłem.
Wzruszyła ramionami i poszła do łazienki. Po chwili dobiegł mnie szum wody. Dobra jest, pomyślałem, ściągając dżinsy. Grzeczna dziewczynka.
Drzwi otworzyłem tak cicho, że odwrócona do mnie tyłem nie usłyszała niczego. Oglądałem przez chwilę jej białe pośladki i biały pasek po staniku na opalonych plecach. Już chciałem ją dotknąć, kiedy odwróciła się gwałtownie. Chwyciła wiszący obok ręcznik, zasłaniając nim swoją nagość. Patrzyła na mnie bez słowa.
- Umyjesz mi plecy? - spytałem jakby nigdy nic, wchodząc też do wanny.
Cisnęła prysznic, oblewając wszystko fontanną wody i wyskoczyła na posadzkę. Chwyciłem ją za rękę.
– Co się stało? – spytałem spokojnie. – O co chodzi? Zgorszyłem cię? Nie widziałaś nigdy rozebranego faceta? W wielu cywilizowanych krajach istnieją sauny koedukacyjne, gdzie zupełnie obcy mężczyźni i kobiety przebywają obok siebie na golasa!
- Po pierwsze, to nie jest sauna! Po drugie, nie jesteś takim znowu zupełnie obcym facetem! A po trzecie, nie jesteś w przeciwieństwie do mnie na golasa! - szarpała się, próbując oswobodzić.
- Jak to: nie jestem? - zakręciłem prysznic, puszczając jej rękę. Owinęła się ręcznikiem, wycofując tyłem w stronę pokoju. Szedłem za nią.
- Te twoje przeciwsłoneczne okulary! Nawet w łazience ich nie zdejmujesz?
– Widzę, że przeszkadza ci to bardziej niż brak slipek... – próbowałem żartować.
Wciągała już szorty, kiedy nagle zazgrzytał klucz w zamku i na progu stanęła moja matka.
Obrzuciła nas przelotnym spojrzeniem, skupiając się bardziej na mokrych śladach z łazienki i porzuconym na podłodze ręczniku.
- Wychodzę jeszcze po zakupy - powiedziała.
- Wolałabym, żeby był tu porządek, zanim wrócę. - Sięgnęła na półkę po wiklinowy koszyk i wyszła.
- Miała wrócić później - tłumaczyłem, ubierając się pospiesznie. - I tak dobrze, że nas nie nakryła in flagranti.
Co takiego? – Oczy dziewczyny rozszerzyły się ze zdumienia.
- In flagranti to znaczy "na gorącym uczynku" - tłumaczyłem cierpliwie.
- Wiem, co to znaczy – była już gotowa do wyjścia. – Zachodzę natomiast w głowę, o jaki uczynek ci chodzi.
Przyciągnąłem ją do siebie gwałtownie.
– Nie lubisz się kochać? – spytałem.
Poczułem, jak zadrżała. Przylgnęła do mojego ciała na wiele dający do myślenia ułamek sekundy, a potem odepchnęła mnie stanowczo.
- Cześć - rzuciła przez ramię, naciskając klamkę.
- Może szklaneczkę cuba libre na odchodnym? Nie odpowiedziała. Zbiegała już po schodach, kiedy zawołałem za nią:
- Jak ty właściwie masz na imię? Zamknąłem drzwi dopiero, kiedy ucichł odgłos jej kroków.
Powiedzmy, że Beata, nazwałem ją na poczekaniu. Bo trudno nawet myśleć o kimś, kto nie ma imienia. Więc chociaż nie zamierzałem sobie zaprzątać nią głowy, nadałem jej imię. Tak sobie, dla porządku, na wszelki wypadek.

 

 

Design Marta Maro