Świat Książki 2005, il. Zygmunt Zaradkiewicz,
Krystyna Lipka-Sztarbałło, Wiesław Rosocha
Literatura 2009, il. Ewa Poklewska-Koziełło,
Magdalena Kozieł-Nowak, Marianna Jagoda-Mioduszewska
Wszystkie kultury mają swoje mity o stworzeniu świata. Sięgając zarówno do mitologii powszechnie znanych, jak i przekazów małych plemion indiańskich czy afrykańskich, opisałam te, które wydały mi się najpiękniejsze i najbardziej niezwykłe. Potraktowałam je autorsko, pozwalając sobie w niektórych przypadkach nie tylko na fabularyzację, ale również na dość swobodne łączenie czy wybór interesujących mnie wątków, proszę więc nie traktować ich źródłowo.
Byłabym szczęśliwa, gdybyście - czytając tę książkę - zachwycili się, podobnie jak ja, bogactwem ludzkiej wyobraźni.
fragment:
Czas snu
(według ludu Karadjeri, Australia)
W Czasie Snu była tylko ziemia i niebo, nic więcej. Ani roślin, ani zwierząt, ani ludzi - kompletna pustka. Aż nadszedł pierwszy dzień, kiedy - tuż przed świtem - pojawili się bracia Bagadjimbiri.
Wyskoczyli spod ziemi jako psy dingo, rozejrzeli wokół i popatrzyli po sobie, aby na czymś zatrzymać wzrok.
Zmieńmy się w coś innego, dobrze? - zaproponował jeden i wkrótce przybrali postać ludzkich olbrzymów. Byli tak wysocy, że ich włosy przeszkadzały chmurom.Pierwszy odgłos, jaki do nich dotarł, był krzykiem małego ptaka duru, śpiewającego o świcie.
Słyszysz? - uśmiechnął się jeden z braci.
Skoro to duru, znaczy że jest brzask - rozejrzał się drugi.
A skoro śpiewa, znaczy że istnieje...
Kiedy Bagadjimbiri uwierzyli w ptaszka, który był jeszcze tylko krzykiem, zatrzepotał skrzydełkami - gdzieś obok ich kolan. Aby mu się przyjrzeć, położyli się na ziemi.
I nagle zobaczyli trawę, a na niej biedronkę.
Trawa... - nazwał trawę pierwszy, a ta pochyliła się ku niemu z wdzięcznością.
Biedronka... - nazwał biedronkę drugi, a stworzony imieniem owad przysiadł na paproci.
Paproć! - krzyknęli obydwaj.
I wymyślali nazwy dla roślin i zwierząt, stwarzając zwolna świat. Wyłaniał się z drugiej strony czasu - z Czasu Snu.
Wieczorem słońce, które powołali do życia, schowało się za horyzontem, więc przyszła pora na stworzenie księżyca i gwiazd.
Nocną porą, ruszyli przed siebie. Teraz spotykali istoty, oswojone z mrokiem. Zastępowały im drogę jeże, chcąc aby ich istnienie stało się faktem. Pohukiwały sowy, prosząc o nadanie imienia, świeciły się żółtym blaskiem nocne kwiaty.
Bracia szli na północ. Czuli, że zbliża się pora spotkania istot podobnych do nich samych. I rzeczywiście, następnego dnia zobaczyli ludzi.
Nie wiedzieli jednak, jak ich nazwać.
(...)
O Panu Bogu i Diable
według dziewiętnastowiecznych zapisków z Polski i Bułgarii
(...) Pływał sobie Pan Bóg od rana do wieczora i od wieczora do rana, wypatrując oczy za czymś innym niż tylko woda, ale nadaremno. Trochę mu było nudno tak pływać i pływać bez przerwy. Gdybym chociaż miał jakieś towarzystwo, myślał, zawsze byłoby mi raźniej.
Pewnego dnia, gdy wiatr wzburzył fale, z piany morskiej wysunęło się coś jakby ogon.
Trzymaj!!! - krzyknął Pan Bóg, podsuwając w stronę ogona wiosło.
A wtedy zakotłowało się, zasyczało i z morskiej głębiny wyłonił się Diabeł. Chwycił się kudłatymi łapami łodzi i już po chwili siedzi obok Pana Boga.
Ładny dzień dziś mamy... - mówi na przywitanie.
Pan Bóg przyjrzał mu się uważnie, trochę się skrzywił, bo Diabeł był wyjątkowo paskudny i pyta:
Skąd się tu wziąłeś, kolego?
Z nudów... - Ziewnął szeroko Diabeł i wystawił kosmatą mordę do słońca.
Opalać się przylazł, czy co, zdziwił się Pan Bóg. Towarzystwo Diabła zaczęło mu działać na nerwy.
Nie widziałeś czegoś oprócz wody? - pyta znowu, a Diabeł otrząsa kudły, aż zmoczył boskie szaty i mówi:
Widzieć, nie widziałem, ale pod spodem jakieś twarde pewnie być musi...
Trzeba by to wyciągnąć na wierzch, pomyślał Pan Bóg. Kudłaty w nurkowaniu jest niezły...
Co się tak na mnie gapisz, Panie Boże? - pyta Diabeł.
Uprzejmy nie jest, skrzywił się znów Pan Bóg. Ale nikogo innego tu nie ma, więc niech się na coś paskuda przyda. Swoją drogą ciekawe, skąd wie, z kim ma do czynienia...
A skąd ty wiesz, kim jestem? - odpowiada pytaniem na pytanie.
Czarty wiedzą takie rzeczy! - roześmiał się Diabeł obrzydliwie, aż wiry dookoła łódki zaczęły się od tego śmiechu tworzyć.
No tak, zasępił się Pan Bóg, płynę łódką z Czartem, sam mu podałem wiosło, na siłę się tu nie wpakował.
A nie stworzyłbyś ziemi, Panie Boże? - zagadnął Diabeł, susząc w słońcu plecy.
Mógłbym stworzyć, co mi tam, myśli Pan Bóg, ale tworzywa mi potrzeba.
Nie susz się tak, nie susz - mówi do Diabła - bo pora, żebyś znów się zanurzył.
Diabłu aż mowę odjęło z wrażenia.
Chyba mnie nie zepchniesz z powrotem? - pyta, kurczowo łapiąc brzegi łodzi.
Zepchnąć, nie zepchnę, sam skoczysz. I przyniesiesz mi garść piasku z tego, co pod wodą. Pamiętaj tylko, aby powiedzieć, że bierzesz go w imieniu moim, inaczej z całej roboty nici.
I stworzysz wtedy ziemię? - Diabeł puścił się już łodzi.
Pan Bóg przytaknął, a Diabeł - plusk! - i zniknął pod powierzchnią.
Minęło z pół godziny, nic. Gdyby nie to że czart, pomyślałbym, że się utopił, myśli Pan Bóg.